On – Karol, ona – Klara.
Państwo Draube. Mieli czterech synów: Hansa, Feliksa, Konrada i Klemensa (?). Zostali
w swoim domu bardzo długo, po decyzji o wysiedleniu. Ciężko im się było
pogodzić w tym, że nagle muszą wyprowadzić się z miejsca, gdzie mieszkali od
zawsze…. Poza tym zostawili tutaj naprawdę ogromny majątek, tym łatwiej jest
zrozumieć ich stratę i niedowierzanie w to, co miało ich spotkać. Stary Niemiec
(który był protestantem) na pożegnanie
pogroził babci laską... Najstarsi Niemcy wyjechali z Jaszkowej pierwszym
transportem. Ale mimo wszystko babcia ma dobre wspomnienia w tego ich wspólnie
spędzonego roku. W pierwszych dniach Niemka dbała bardzo o ludzi, którzy się
zjawili, gotowała i karmiła Polaków. Choć dla nich na pewno musiało być
przykre, że w ich domu rozpanoszyli się Polacy. Nie narzekali jednak, choć
prawdopodobnie dlatego, ze chyba do końca nie wierzyli, że ta cała abstrakcyjna
jednak sytuacja naprawdę skończy się ich wyprowadzką do Niemiec. Na początku
przenieśli się z piętra i zajęli dwa pomieszczenia na parterze, dużą kuchnie i
pokój. Podobno Stary Niemiec podupadł wtedy na zdrowiu, nie wychodził w ogóle z
domu, tylko krążył między kuchnią a pokojem.
Tam mieszkali
ponad rok razem z czterema synami. Niemcy cały ten czas pilnowali i doglądali
swoich zwierząt, a mieli ich naprawdę sporo. Byli pracowici, choć bardzo
zamożni. Pani Draube np. sama robiła masło. Nawiązując do tego, iż nie wierzyli
oni, że to wysiedlenie naprawdę będzie miało miejsce, babcia opowiedziała
ciekawą historię. Ci Niemcy mieli schowek w stodole, pod podłogą pomieszczenia,
gdzie składowane było siano, była luka, ok. 1 metr przestrzeni. I oni tam
właśnie pochowali swoje najcenniejsze rzeczy, + też te, które na pewno ze sobą
by zabrali, gdyby wysiedlenie okazało się konieczne. Pochowali je w siedmiu
dużych workach, były tam miedzy innymi ciuchy. Na schodach prowadzących do
tejże stodoły, na początku cały czas od rana do nocy bawiły się ich dzieci,
jakby miały nakazane pilnowanie tego miejsca, żeby nikt niepowołany tam nie
wszedł.
Zdjęcia, które
są na poprzedniej stronie, to jedyne prawdopodobnie, które po nich zostały w
domu. Na pierwszym małżeństwo: Karol i Klara, na drugim jeden z ich synów.
Trochę
faktów historycznych:
„ (…) Ze
strony polskiej nadzór nad wysiedleniami sprawowało Ministerstwo Ziem
Odzyskanych. W pierwszej kolejności podlegała im niepracująca ludność miejska,
w szczególności chorzy, starcy i kobiety w ciąży. Przewidzianych do wysiedlenia
Niemców powiadamiano około 24 godziny naprzód. Mogli zabrać ze sobą 40
kilogramów bagażu, przy czym wiele przedmiotów wartościowych podlegało
konfiskacie. Od początku po stronie polskiej odczuwalne były trudności organizacyjne,
na skutek których ustalenia o humanitarnym przebiegu wysiedleń zupełnie nie
pokrywały się z faktami. Przeciętny transport obejmował około 1.500 osób.
Pasażerowie, stłoczeni w przepełnionych wagonach towarowych, do strefy
brytyjskiej jechali od ośmiu do piętnastu dni, podczas gdy prowiant na drogę
wyliczony był zaledwie na cztery dni i to według bardzo niskich norm. Zimą
zdarzało się, że podstawiano wagony bez piecyków – na odmrożenia i zgony nie
trzeba było długo czekać. Po drodze wysiedlani padali ofiarą szabrowników –
pierwsze kradzieże zdarzały się już w punktach zbiorczych, do których dostęp
mieli ludzie postronni. Niejednokrotnie okradała ich również ochrona transportu…”
[1].
Kolejny interesujacy wpis, bardzo przyjemnie sie czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina
dziekuję ;)
OdpowiedzUsuń