piątek, 8 kwietnia 2016

Śluby i wesela




Wykorzystam jeszcze raz to zdjęcie, choć wiem, że się pojawiło już jakiś czas temu... Jest jednak najlepsze "ślubne" zdjęcie jakie mam. A dziś chcę pisać o zwyczajach weselnych, więc zwyczajnie fajnie będzie to obejrzeć jeszcze raz.

Dzisiejszy wpis będzie właściwie streszczeniem jednego z rozdziałów jedynej w swoim rodzaju kroniki (lub monografii ). Kilka lat temu dzięki uprzejmości Pana Marka Gawlika mogłam to cudo sobie wydrukować i przeczytać.  Ten wydruk został przejrzany praktycznie przez każda osobę z mojej rodziny. Dla mnie jest to jedna z najcenniejszych "książek" jakie mam. Autorem tych wspomnień jest Alojzy Winiarski.





W dawnych czasach więc zakochani nie mogli się pobrać wcześniej niż przed ukończeniem 24 roku życia. Czasem były wyjątki, wtedy ojciec młodego lub młodej musiał poświadczyć za nich i był też prawnie odpowiedzialny za nowożeńców.

Małżeństwa były najczęściej aranżowane, czyli rodzice mieli dużo do powiedzenia w kwestii zakładania nowej rodziny. Zaczynano od tego, że rodzice młodego lub młodej szli oglądać gospodarstwo przyszłej drugiej polowy. Jeżeli to przebiegło pomyślnie to po jakimś czasie udawał się młody z kimś z rodziny (ze starostą) do rodziców panny młodej. Zadaniem starosty było załatwienie formalności i wybadanie czy go chcą rodzice młodej i ona sama. Jeśli tak wypijano na zgodę kieliszek wódki. Zdarzały się też odmowy , wtedy młody bywał namaszczony przez matkę miotłą umaczaną w gnojówce... (uff - ciężko mieli...) ;) Zazwyczaj jednak sprawy toczyły się dobrze i rodzice umawiali się na najbliższą sobotę aby dać na zapowiedzi. Przy zapowiedziach ksiądz przepytywał dokładnie młodych z pacierza i znajomości katechizmu. Niektórzy byli przepytywani po 3 razy..;)

Ciekawe było to, że te kilka razy od zapowiedzi do ślubu dziewczyny mogły pokazywać się w kościele bez chusty. Tylko w tym okresie zaręczyn chodziły do kościoła w warkoczach i wiankach na głowach.






Tutaj też połowa, ale zdjęcia ślubnego z rodziny Skotnickich. Nie wiem niestety czyj to był ślub. na górze drugi od lewej strony jest mój dziadek - Ludwik Skotnicki.


Na weselu nie było tyle przysmaków jak dziś - podawano chleb pszenny i pierogi i piwo. Nie było wcześniej wódki na weselach.
Dzień przed weselem koleżanki panny młodej robiły jej tradycyjne pożegnanie - dzisiejszy wieczór panieński.

W dniu ślubu młody przyjeżdżał ze starostą po pannę młodą. Ubiory były tradycyjne lniane , potem zakładano też fabrycznie robione ciuchy. Panna młoda ubrana na biało lub różowo z wiankiem z mirtu lub rozmarynu. Przed wyjściem do kościoła rodzice błogosławili młodych. Ślub odbywał się podczas porannej mszy. Potem młodzi i goście jechali do domu, gdzie jedli śniadanie i potem obiad. i bawili się i pili piwo. Panna młoda musiała zatańczyć ze wszystkimi gośćmi weselnymi. Następnie zabierano rożne rzeczy i wieziono młoda do domu młodego. I tam goszczono się do północy.




Na koniec już dodam zdjęcie ślubne portretowe mojej babci i dziadka : Alfonsa i Ludwik Skotniccy .


jeszcze może kilka zdjęć:




Maria i Gracjan Chorążyczewski z Polesia - bo pięknie sa ubrani i wpisują mi sie w temat
( z bloga : http://cukierniapodamorem.blogspot.nl/2012/04/magda-wozniak-i-fina-konkursu.html )


http://kolorowyswiatnessy.blogspot.nl/2015/06/ach-co-to-by-za-slub.html

ślub z 1900 roku




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz